Ulubione miejsce Rodzica na WordPress.com | Dziadowskie "Ilustracje": Malolka ©

Relacja z porodu i pierwszych dni życia Berbecia

*Dzisiejszy wpis powstał w odpowiedzi na maile Czytelniczek proszących o opisanie porodu i pierwszych dni w domu.

*Tak sobie myślę, że im więcej relacji zbierzemy, tym lepiej – jeśli i Ty chciałabyś podzielić się doświadczeniami, wyślij relację do mnie, na FB lub zamieść komentarz. Z góry dziękujemy.

2 tygodnie przed wyznaczonym terminem 

Jestem bardziej niż gotowa. Przemierzam mieszkanie napędzana nuklearną energią hormonalną, głaszcząc się po brzuchu, na zmianę przerażona jak porzucone szczenię i pełna ekstatycznej wiary w to, że dzięki Mamie, Misterowi, samodyscyplinie i hypnobirth poradzę sobie z bólem bez najmniejszego problemu. Tego samego wieczoru, tuż po 22:00: plask! Odchodzą mi wody.

1h porodu

Tu, gdzie mieszkamy, przyjmują do szpitala nie wcześniej, niż gdy skurcze stają się nieznośne (co 3 minuty, trwają 1 min). Dzwonię na porodówkę, Śnięta Położna orzeka, że skoro wody dopiero odeszły, to prawdopodobnie do rana “nic się nie rozkręci”, więc mam iść spać i stawić się w szpitalu punkt ósma rano. Mister opanowuje bladość twarzy i podekscytowanie, zapada w imponująco spokojny sen. Probuję zrobić to samo, ale adrenalina wysyła mnie do salonu i każe chodzić w kółko w nieskoordynowanych podskokach.

2h porodu

Okej, no to teraz zdecydowanie mam skurcze. Jupijajej, ból jest całkiem znośny. Tylko zaraz – skurcze miały być co 10-20 minut, a coś mi mówi, że są częściej.

Wyciągam zeszyt, ołówek, zegarek i zaczynam notować. Są dokładnie co 3 minuty, trwają  30 sekund. Dzwonię do szpitala, Śnięta Położna informuje mnie, że skoro trwają tylko 30 sekund, to prawdopodobnie nie są to jeszcze te właściwe skurcze (??????). Jeśli bardzo chcę, to mogę przyjechać na badanie, ale z góry mówi, że przy rozwarciu mniejszym niż 4cm wysyłają z powrotem do domu. Budzę Mistera. 

3h porodu

Położna nr 1 podłącza mnie pod kosmiczną maszynerię i zaskoczona unosi brwi: Ciekawe. Masz najwyższe współczynniki bólu. Mówiliście, że kiedy zaczął się ten poród? Akurat mam skurcz i płonę od środka, więc odpowiada Mister: Niecałe 3h temu. Położna nr 1: Aha. I wychodzi. Ja: Co za ”Aha”?! Przychodzi kolejny skurcz i kolejna położna. Po badaniu okazuje się, że rozwarcie wynosi 5cm. Położna nr 2: O, jak szybko idzie, połowa drogi już za nami, to będzie krótki poród. Wstępuje we mnie nowy entuzjazm: Mister, mówiłam Ci, że pójdzie gładko! Po czym wymiotuję z bólu na podłogę.

14h porodu

Telepię się z zimna, ktoś przykrywa mnie rozgrzanym kocem. Położna 3: Malolka, radzisz sobie świetnie, tylko że wszystko, hmm, jakby, hmm, jakby stanęło w miejscu. Ja: ????? Położna 3: Chodzi o to, że choć masz te silne skurcze, to trwają jakoś dziwnie krótko i przychodzą dziwnie za często, bez przerwy. Dostaniesz epidural, dawkę wystarczającą na 2h, musisz iść spać, nie wiadomo, ile to jeszcze potrwa. Przeklinam w duchu Położną 3, Położną 2, Położną 1, Mistera, hypnobirth i wszystkie koleżanki, które opowiadały, że nie boli. Przychodzi Przystojny Pan Anestezjolog, podaje mi epidural. Działa! Kocham Przystojnego Pana Anestezjologa, znów kocham Położną 3, Położną 2, Położną 1, Mistera, hypnobirth, koleżanki, wszystkich kocham!!! Położna 3: Nie ekscytuj się, tylko idź spać.

16h porodu

Epidural przestaje działać, dębieję z bólu, moje szare komórki się kurczą i podsuwają coraz lepsze pomysły (ugryzę kogoś, walnę głową w ścianę, wyrwę parapet, umrę). Ja: Ile to jeszcze potrwa? Położna 3: Jeszcze trochę. Ja: Aha. I wtedy z pokoju obok dochodzi płacz noworodka. Ten pokój był PUSTY, gdy przyjechaliśmy. Ja: Mister, ona przyjechała po nas i już urodziła! To niesprawiedliwe! Zalewam się łzami i zimnym potem, tupię nogą, pada kilka niecenzuralnych słów, boli jak sku….n.

Mister, moja oaza cierpliwości, używa swej magii i po chwili się uspokajam. Położna 3 wraca z Lekarzem: Wiemy, że nie masz jeszcze skurczów partych, ale musisz urodzić, tu, teraz, natychmiast, inaczej istnieje ryzyko niedotlenienia. Będziesz musiała go sama wyprzeć. Rozumiesz? Ja: Jak sama?! Jak niedotleniony?! Położna 3 i Lekarz: Powiemy ci, co robić.

17h porodu

Rodzi się Berbeć. Jest piękny, silny, mięciutki i dobrze dotleniony. Kangurujemy: Berbeć ląduje na mojej piersi, patrzymy sobie w oczy i już wiem, że jestem ugotowana z miłości. A ból…jaki ból? Oprócz tego czuję: dumę, satysfakcję i nie mam najmniejszych wątpliwości, że jestem aktualnie najsilniejszą osobą świata, zuchem, bohaterką i wieszczem, a tłumy wszystkich nacji oddają mi właśnie cześć.

Mister, któremu od miesięcy powtarzałam, żeby się nie zrażał, bo noworodki są często pomarszczone jak hobbit z Władcy Pierścieni i obślizgłe jak Obcy, wykrzykuje uradowany: Kochanie, on nawet nie jest brzydki!

Mister przecina pępowinę, bierze Berbecia na ręce. Też jest ugotowany. Następną godzinę (poród łożyska, pierwsze karmienie Berbecia, ważenie, wielokrotne wyznawanie miłości Położnym i Lekarzowi) pamiętam jak przez mgłę.

Dzień 1-3

Mieszkamy w hotelu szpitalnym. Na spotkaniu informacyjnym dowiadujemy się, że zdrowe i silne niemowlęta jedzą, siusiają, kupkają i płaczą. Berbeć je, siusia i kupka, ale nie płacze, co najwyżej pojękuje. Mam wrażenie, że ciągle śpi. Biorę go do gabinetu położnych, żeby sprawdziły, czy wszystko z nim dobrze? Dobrze, po prostu jest spokojnym dzieckiem, cieszcie się, jeszcze zacznie płakać. Ale na pewno? Tak, tak. Nie jestem przekonana, gabinet położnych odwiedzam jeszcze 13 razy. Wszędzie gdzie idę wlecze się za mną obawa: jak to będzie? Dam sobie radę? Czy Mister da sobie radę? Czy razem damy radę? Moja Wewnętrzna Lwica krzyczy mi w ucho: pewnie, że sobie poradzisz, a co! A moja Wewnętrzna Owca kuli się w milczeniu. Poza tym karmię i czuwam, karmię i czuwam, nie śpię zbyt dużo, ale udaje mi się operować na resztkach adrenaliny.

Dzień 4

Przylatuje Mama. Nie wiem, czy kiedykolwiek cieszyłam się tak na jej widok. Całe dnie zajmujemy się Berbeciem i rozmawiamy o dzieciach. Noce spędzam na karmieniu i nasłuchiwaniu, czy Berbeć oddycha. Podekscytowanie i strach są lepsze niż kawa.

Dzień 5

Dopadają mnie 3 zmory młodej matki: nawał, zmęczenie i baby blues. Siedzę i płaczę. Potem już nie płaczę, ale łzy wciąż mi ciekną. Mama i Mister wysyłają mnie do łóżka. Masz się zdrzemnąć!

Dni 6-14

Mijają pod hasłem: Mamo, czy to normalne, że on…? Mama uspokaja, że tak, to jest normalne. Wystarcza mi to na jakieś 15 minut.

Dzień 15

Kończy się urop Mistera, przylatuje Sis, przychodzi położna. Okazuje się, że Berbeć przybrał zbyt mało na wadze. Zaczynają się seanse z laktatorem, strach i przemęczenie (więcej we wpisie: Apel do Mam!). Nie zgadzam się z teorią, że 2 pierwsze tygodnie są najtrudniejsze. Każde dziecko jest inne – w naszym przypadku najtrudniejsze były: tygodnie #3, #4. i dzień #5.

Miesiąc 1-8

Z każdą chwilą poznaję Berbecia coraz lepiej. Wiem co lubi. Znam wszystkie małe sztuczki na uspokojenie go; rozbawienie; przekonanie, że pielucha, świeczka i suszarka do prania wcale nie służą do jedzenia. Dopracowuję drzemki Berbecia, odkrywam chusty, stopniowo zaczynam mieć czas dla siebie. Wierzę w siebie. Nie znaczy to, że nie dopadają mnie wątpliwości, że się o niego nie martwię. Ale akceptuję te obawy jako część macierzyństwa. W byciu mamą Berbecia nie wszystko jest rozkoszne, słodkie i pluszowe jak w reklamie pieluch. Tylko Berbeć taki jest.

Najlepsze rady, jakie dostaliśmy w tym okresie (w tym miejscu podziękowania dla: Mamy, Sis, Uli i Tracy Hogg)

– Zwolnij tempo. Skup się na sobie i na dziecku. Na sobie i na dziecku. Na sobie i na dziecku. A potem przytul się do swojego Mistera.

– Wsłuchaj się w maleństwo, ucz się go. Za każdym razem, gdy “coś rozgryziesz”, wzrośnie Twoja pewność siebie.

– Śpij, gdy tylko masz szansę: gdy maluch śpi, odpoczywa w ramionach Babci, w trakcie oglądania wiadomości, w trakcie rozmowy.

– Przełam się: proś o pomoc i przyjmuj KAŻDĄ ofertę pomocy. Ktoś chce wpaść z zakupami z drugiego końca miasta? Super. Ktoś chce pozmywać, poprasować, ugotować obiad? Świetnie. Ktoś chce przypilnować maleństwo, gdy idziesz do toalety? Luksus!

– Nie, Twoje mieszkanie nie musi lśnić. Tak, możesz wskoczyć w niewyprasowany T-shirt i przymykać niepomalowane oko na zmierzwioną grzywkę i odrosty.

– Zaufaj sobie. Uwierz w siebie. Trudne początki mają to do siebie, że nie trwają wiecznie. Wkrótce się uspokoisz i nabierzesz pewności siebie. Jesteś dobrym Rodzicem.

Chcesz podzielić się swoimi doświadczeniami?

Zobacz również:
Pamięć niemowląt
Złoty środek Część I -Spanie z dzieckiem (Rodzicielstwo bliskości vs Tracy Hogg)
Apel do Mam!

10 Responses to “Relacja z porodu i pierwszych dni życia Berbecia”

  1. Mi Pocztalska

    Ale faaaaaajny wpis! U mnie było tak: (nie wiem czy mam się rozpisywać bo u mnie to chyba bardzo nudno było;). Otóż. 22.04.2012 w południe miałam wizyte kontrolna u lekarza, a ten spytał: rodzimy? Stanelam jak wryta i mówie czemu nie! Nie mialam żadnych skurczy, nie odeszly mi zadne wody, nic mnie nie bolalo. Pojechalam do szpitala i akurat sie zaczęło. Bolaly mnie plecy, w krzyzu, bylam glodna, bo nie zdazylam zjesc. Formalnosci, kilka badan i po 4 godzinach urodzila sie mala ;):):):):):) Naprawde nie cierpialam, tylko troche bolalo mnie w krzyzu. Maz mowi, ze pomiedzy skurczami zasypiałam i mnie przytrzymywał żebym nie spadła;) pozdrawiam!

    Reply
  2. Lidia Siwiec

    Jestem wzruszona po przeczytaniu tego wpisu-pełna podziwu i dumy.Właściwie to nie potrafię wyrazić jak bardzo,bardzo się cieszę,że czasami mogę przytulić i Ciebie-moja fantastyczna Mamo Berbecia i Berbecia. Jest najcudowniejszym Berbeciem jakiego znam!!

    Reply
  3. Kasia Smukala

    Jak ty fajnie piszesz! Ja juz tu gdzies pisalam, mialam cesarke:/ W ogole calej akcji nie wspominam zbyt dobrze, bo nie dosc, ze przeszlam przez 3 pierwsze fazy porodu, czyli BOLALO, to na koniec mnie rozcieli. Dlugo sie goilam. Wlasciwie przez pierwszy miesiac po porodzie wspominalam to jako traume, mialam ciarki, gdy o tym pomyslalam. Poza tym bylo ciezko z karmieniem. Teraz nie mysle juz o tym w ten sposob i nawet nie mialabym nic przeciwko temu, zeby cala akcje powtorzyc hehe. co tylko dowodzi temy, ile potrafi zniesc kobieta:) girl power! apoza tym podobno drugipodrod jest latwiejszy, w kazdym razie mam taka nadzieje:) pozdrwiam! i czekam na wiecej takich wpisow.

    Reply

Leave a reply to Malolka Cancel reply

Basic HTML is allowed. Your email address will not be published.

Subscribe to this comment feed via RSS